KU WSPÓLNEJ PRZYSZŁOŚCI.
Czy jest możliwe w naszych warunkach, aby komercyjne podmioty użytkujące obiekty zabytkowe, osoby fizyczne prowadzące w nich działalność hotelową lub gastronomiczną, organizacje i stowarzyszenia w nich się mieszczące – utworzyły „sojusz“ i działały wspólnie dla dobra szeroko pojętej kultury, krajoznawstwa i lokalnej turystyki? Większość osób stwierdzi, że jest to mało prawdopodobne, ponieważ wiecie jak jest… jest ciężko. Podatki, koszty, dopłacanie do interesu, wydawanie kasy na reklamę, promocję, aby klient swoje ciężko zarobione, lub odłożone pieniądze wydał właśnie u nas, a nie u konkurencji. Większość biznesów w takich miejscach opiera się właśnie na organizacjach konferencji, wesel i innych imprez okolicznościowych. Najlepiej mają obiekty usytuowane w pobliżu dużych ośrodków miejskich – w naszym wypadku ogranicza się to głównie do aglomeracji łódzkiej. Konkurencja jest jednak spora. Nie ogranicza się jednak do dworów i pałaców, ponieważ prym wiodą głównie sale weselne wzorowane na kiczowate rezydencje. Niewiele osób jest w stanie odróżnić stylowe wnętrza od tandety. Kto ma tę wiedzę i wyczucie smaku, sam wybierze odpowiedni obiekt. Ale takiej klienteli pewnie jest kilka procent. Drugą sprawą jest to, że zabytkowe obiekty to o wiele większe koszty utrzymania. Trzeba odpowiednio pielęgnować i chronić zabytkowe elementy wnętrz, ponieważ ich zniszczenie przez biesiadników to większy problem niż stłuczenie gipsowego lwa wyprodukowanego przez małe chińskie rączki.
Konkurencja jest spora i trzeba walczyć o każdego klienta. Niektórzy właściciele dworów i pałaców zrezygnowali z organizacji tego typu imprez, kiedy okazywało się, że koszty były większe od zysków, a uczestnicy zabaw nie potrafili uszanować zabytkowego charakteru obiektów i i ich wyposażenia. Jednak jeszcze część z nich prowadzi taką działalność, będącą jedynym sposobem utrzymania rezydencji. Rzadko jednak są z tego większe zyski. Wielu z właścicieli tych zabytków to nie tylko biznesmeni, ale też pasjonaci swoich perełek, którzy w wolnych chwilach zagłębiają się w karty historii, aby lepiej poznać dzieje swojego pałacu. Część z nich znam osobiście i mogę to potwierdzić.
Niektóre obiekty „wyewoluowały“ ze stricte komercyjnego charakteru i poszły zupełnie inną drogą. Przykładem jest
Zespół Pałacowo-Parkowy w Małkowie. Rezydencja nad Wartą stała się ośrodkiem kultury, inicjatyw społecznych i obywatelskich w swojej okolicy. Aktywnie włącza się w promocję gminy, krzewienie kultury i turystyki. W murach pałacu organizowane są spotkania z lokalnymi aktywistami, artystami, swoje wykłady i pogadanki prezentują różnorakie stowarzyszenia, grupy historyczne, rekonstrukcyjne, naukowcy i pasjonaci. Chyba nie jest przesadą to (nikomu też nie ujmuję jego zasług i pracy), że w tej chwili Małków jest najprężniej działającym obiektem na tym poziomie działania w całym województwie łódzkim. Przypominam, że chodzi o podmioty prywatne, prowadzone przez osoby fizyczne dla których te przedsięwzięcia są tylko i wyłącznie własnym pomysłem i inicjatywą. Jedna jaskółka wiosny nie czyni? Miejmy nadzieję, że czyni, ponieważ inni właściciele zabytków również myślą o czymś podobnym. Czy chcą się tylko na tym oprzeć, czy łączyć to z działalnością stricte komercyjną – zależy od wybranego modelu biznesowego. Sam sobie tego nie wymyśliłem – wiem ze źródeł i znajomości z właścicielami. Jednak na razie nie mogę głośno o tym mówić 😉 Tutaj warto wrócić do pytania z początku tego felietonu…
Mamy więc grupę zabytków w naszym regionie, która jest w rękach prywatnych. Jedni prowadzą w nich działalność biznesową, inni poszli drogą kultury i turystyki. Mogą oni ze sobą konkurować i wydzierać sobie kawałki tortu, którym jest skromny rynek łódzki. Istnieje jednak inna droga. Utworzyć „sojusz“ – stowarzyszenie takich zabytków. Po co? Aby wspólnie działać i się nawzajem promować jako jedna organizacja. Razem łatwiej walczyć o dofinansowania, organizować imprezy, koncerty, wspólnie wydawać publikacje i prowadzić projekty. Każdy z członków takiego stowarzyszenia mógłby być lokalnym centrum inicjatyw, działania na rzecz promocji turystyki, historii i krajoznawstwa. W sezonie letnim można organizować drzwi otwarte – jeden weekend – jeden zabytek. Można też wytyczyć szlak przez województwo, obejmujący partnerów projektu. Możliwości jest wiele.
W naszym kraju istnieje już podobna inicjatywa. Jest to „Dolina Pałaców i Ogrodów“ działająca w Kotlinie Jeleniogórskiej. Posiada statut fundacji i działa całkiem prężnie. Polecam zapoznać się z jej dokonaniami u źródła ->
www.dolinapalacow.pl.
Czy w naszych łódzkich realiach podobna organizacja ma szansę bytu? Nie ma u nas tak rozwiniętej turystyki i takiej klasy zabytków jak na Dolnym Śląsku. Mamy jednak sporo własnych atutów. Jednym z nich jest głód poznawania własnej historii, ciekawych miejsc w okolicy i chęć udowodnienia sobie oraz innym, że również my mamy coś do zaoferowania. W części jest to też pochodna kompleksów. Ile razy słyszałem słowa typu „u nas nic nie ma, ale tam gdzie byłem na wakacjach, wycieczce – jest tyle pięknych miejsc“. Czas odkryć te miejsca również „wokół swojego komina“. To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom! Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony, i to nie jest nasze ostatnie słowo!
Dodam tylko najważniejsze… wiem, że pomysł podobnego stowarzyszenia kiełkuje również u nas. Co z tego wyjdzie? Zobaczymy. Ja gorąco kibicuję i pomogę w miarę moich skromnych możliwości.
Tekst: Tomasz Szwagrzak